Abu Jahja al-Libi, używający także pseudonimu Hasan Kajid, należy do ścisłego kierownictwa ruchu dżihadystycznego. Jest obywatelem libijskim, angażującym się w dżihad w Afganistanie. Należał wcześniej do Libijskiej Islamskiej Grupy Walczącej. Posługuje się biegle trzema językami (arabskim, urdu i pasztuńskim), jest poetą, dysponuje talentem krasomówczym. Posiada ogromną charyzmę.
Jego wystąpienie z 12 marca 2011 r. zaadresowane zostało do muzułmanów w Libii. Odnosi się w nim do aktualnej sytuacji w tym kraju oraz do fundamentalnych celów, które powinni mieć na uwadze ci, którzy zaangażowani są w walkę z tyrańskim reżimem.
Al-Libi podkreślił we wstępie, że reżimy podobne do libijskiego utrzymują się przy władzy dzięki okradaniu muzułmanów z ich bogactw (ropa naftowa) oraz uzyskaniu wsparcia ze strony sił zewnętrznych (państwa trzecie, koncerny medialne). Libia podobnie jak inne kraje regionu swój gospodarczy byt uzależniła od dobrych kontaktów z Krzyżowcami (chrześcijanami). Redystrybucja dochodów państwa libijskiego nigdy nie była, zdaniem al-Libiego, sprawiedliwa. Implikacją utrzymywania dysproporcji w podziale bogactwa była rosnąca pauperyzacja i niezadowolenie mieszkańców Libii. Sytuację pogarszał autorytarny styl sprawowania władzy w tym kraju, skutkujący brakiem tolerancji dla opozycji, aresztowaniami i torturami.
Wydarzenia w Egipcie uświadomiły Libijczykom, że rządy tyrańskie można obalić. Rządzący Libią tyran wykorzystuje jednak wszystkie sposoby utrzymania się przy władzy. Jednym z nich jest zatrudnianie najemników mordujących, grabiących i upokarzających mieszkańców wielu libijskich miast. Ludność cywilna zareagowała na te poczynania we właściwy sposób, chwytając za broń. Z odwagą, a nawet bohaterstwem zaczęła bronić swych praw i honoru w takich miejscowościach jak Bengazi, Bajda, Darna, Misrata czy Zawija.
Al-Libi podkreślił, iż rozpoczętej po ponad czterdziestu latach tyrańskich rządów rewolucji należy nadać właściwy kierunek. Tym kierunkiem jest walka o prawdę, sprawiedliwość i honor. Każda walka wiąże się poświęceniem i ma swoją cenę. Obalenie tyrańskiego reżimu powinno być jedynie pierwszym ważnym krokiem. Kolejnym powinno być zaś oparcie systemu społeczno-politycznego na prawie islamskim. Walka toczona w miastach libijskich jest walką toczoną w interesie całej ummy. Każdy muzułmanin powinien bowiem podążać ścieżką dżihadu.
Kraje Zachodu dbają jedynie o swe własne interesy. Przez długi czas utrzymywały dobre stosunki z reżimami gnębiącymi muzułmanów. Dopuszczały się wielu manipulacji. Ostatnie wydarzenia wskazują na to, że agenci tychże państw zauważając “wiatr zmian” próbują zapanować nad tym żywiołem wmiawiając muzułmanom, że są “po ich stronie”. Jest to jednak zwyczajne kłamstwo. Nie zareagowały one w żaden sposób na ludobójstwo będące dziełem reżimu Kadafiego.
Muzułmanie w Libii odzyskają wolność i godność dopiero wtedy, gdy wyzwolą się spod wpływów zachodniej cywilizacji. Zachód zawsze dbał bowiem będzie wyłącznie o swe własne interesy. Zawsze wspierał będzie syjonistów i tyranów. Zawsze będzie postępował wedle podwójnych standardów.
Tuż po zjednoczeniu obu grup (jeszcze w grudniu 2010) ukazał się ich wspólny komunikat. Jego wydawcą była Fundacja Al-Kataib. [kopia komunikatu w języku arabskim znajduje się: tutaj, zaś jego tłumaczenie w języku angielskim: tutaj]
Al-Szabab i Hizbul Islami ogłosiły w nim nowy rok muzułmański (rok 1432 w kalendarzu muzułmańskim rozpoczął się 7 grudnia 2010 r.) rokiem jedności. W oświadczeniu przedstawiono ponadto strategiczne i taktyczne cele stojące przed somalijskimi dżihadystami w nowym roku.
Stwierdzono po pierwsze, iż dżihadyści w obliczu zjednoczonych sił wroga nie powinni walczyć pod różnymi sztandarami. Afiliacja może być tylko jedna – są nimi “sztandary Proroka”. Odrzucono hasła nacjonalistyczne, godzące zdaniem autorów oświadczenia w interesy ummy. Sukces dżihadystów, także w Somalii, zależny jest od wyboru “manhadż” (metody, sposobu) walki. Obie strony, jednoczące swe siły w ramach organizacji noszącej nazwę: Ruch Młodych Bojowników Świętej Wojny w Kraju Dwóch Migracji, za najważniejsze uznały:
– współpracę w celu odtworzenia islamskiego kalifatu,
– kontynuowanie dżihadu w imię Allaha prowadzącego do wykorzenienia politeizmu,
– konfrontację z globalnymi siłami syjonistów i krzyżowców,
– wprowadzenie prawa islamskiego i wyeliminowanie niesprawiedliwości na wszystkich kontrolowanych przez grupę obszarach,
– zrealizowanie założeń doktryny al-wala wal-bara,
– wspieranie i pomaganie prześladowanym muzułmanom, doprowadzenie do ich uwolnienia,
– zjednoczenie ummy pod sztandarami idei tawhid,
– stworzenie silnej i zwartej społeczności islamskiej, prowadzonej przez słuszną ideologię, odwołującej się do islamskiego prawa i moralności.
Swoje przesłanie dżihadyści somalijscy zaadresowali przede wszystkim do swych towarzyszy w Afganistanie, Iraku, na Kaukazie i na Półwyspie Arabskim. Wezwano ich do lokalnego łączenia sił i nasilenia walki zbrojnej z wrogami islamu.
Wedle doniesień analityków STRATFOR w dniu 20 grudnia 2010 r. doszło do połączenia, a właściwie wcielenia grupy Hizbul Islami do organizacji Al-Szabab. Przywódcy tej pierwszej grupy nagrodzono za tę decyzję ważnymi stanowiskami w organizacji Al-Szabab. Połączenie to oznacza w istocie wzmocnienie pozycji przywódczej Abu Zubajra i zapobieżenie wewnętrznemu podziałowi Al-Szabab, o którym było głośno w ostatnich tygodniach (do głosu doszła bowiem frakcja nacjonalistyczna, która przeciwstawiała się walkom z Hizbul Islami, zaś jej oponentem była frakcja internacjonalistyczna, opowiadająca się za rozszerzeniem aktywności dżihadystycznej na cały tzw. Róg Afryki).
Źródło: https://www.stratfor.com/mmf/178533
Hizbul Islami powstała w lutym 2009 r. na gruncie czterech klanowych milicji: Brygad Ras Kamboni, Anole, Sojuszu na rzecz Wyzwolenia Somalii i Somalijskiego Frontu Islamskiego. Na czele Hizbul Islami stanął Hassan Dahir Awejs, który w 2006 r. przewodził Unii Trybunałów Islamskich. W maju 2009 r. grupa ta rozpoczęła obok Al-Szabab kampanię terrorystyczną przeciwko prozachodniemu, antyislamskiemu tymczasowemu rządowi federalnemu. Obie grupy łączył bowiem cel taktyczny w postaci obalenia rządu przejściowego. Pod koniec 2009 r. doszło do pierwszych starć pomiędzy obiema organizacjami. Powodem walk był port w Kismajo. Na początku 2010 r. walczono o kontrolę nad regionem Hiran w centralnej części Somalii. W drugiej połowie tegoż roku zaś o przejęcie kontroli nad regionem Bay. W obu przypadkach zwycięsko wyszła organizacja Al-Szabab.
W dniu 8 grudnia 2010 r. amerykańskie FBI aresztowało niedoszłego zamachowca podczas próby wysadzenia w powietrze centrum rekrutacyjnego armii amerykańskiej w miejscowości Catonsville w stanie Maryland. O próbę zamachu oskarżony został Antonio Martinez (aka Muhammad Husain) konwertyta, który był pod obserwacją służb federalnych od kilku miesięcy. Zamach nie powiódł się dlatego, iż FBI antycypując bieg wydarzeń dostarczyło Martinezowi atrapę bomby.
Źródło: www.myfoxboston.com
Uodstępnione zeznania agenta FBI rzucają interesujące światło zarówno na proces radykalizacji islamskiej młodzieży w Stanach Zjednoczonych, jak i sposób funkcjonowania służb federalnych odpowiedzialnych za zwalczanie zagrożenia terrorystycznego.
Na trop Martineza FBI, za sprawą tzw. osobowego źródła informacji (OZI), wpadło na przełomie września i października 2010 r. We wrześniu na portalach społecznościowych (m.in na Facebooku) ukazały się wpisy Martineza, w których wyrażał swą nienawiść do wrogów islamu i obecał im odwet przy użyciu miecza. OZI skontaktowało się z Martinezem. Uzyskano wówczas ze strony Martineza wstępne potwierdzenie chęci przeprowadzenia ataku na amerykański personel wojskowy. Przygotowując się do zamachu Martinez próbował zrekrutować trzy dodatkowe osoby. Gdy odmówiły zdecydował spotkać się ze swoim “afgańskim bratem” (czyli OZI). Poprosił go w szczególności o zdobycie broni palnej, którą mógłby użyć w zamachu. 28 paźzdziernika 2010 r. zmienił zdanie. Zdecydował się wykorzystać butle z gazem propan-butan z pobliskiej stacji (stąd prawdopodobnie zarzut wykorzystania “broni masowego rażenia” w późniejszym wniosku do sądu). W rozmowach z OZI (rzecz jasna nagrywanych) Martinez wielokrotnie powoływał się na swego “umiłowanego szejka” Anwara al-Awlakiego oraz Omara Bakriego Muhammada (założyciela organizacji Al-Muhadżiroun – oskarżanej o wspieranie Al-Kaidy). Podczas rozmów z OZI powoływał się na przykład Nidala Hassana zamachowca inspirowanego przez al-Awlakiego, uznając, że chce pójść w jego ślady. Był też, jak ustalono, czytelnikiem i aktywnym uczestnikiem wielu radykalnych forów internetowych (np. Revolution Muslim, Authentic Tawheed). 16 października Martinez oznajmił OZI, iż chce zostać szahidem. W kolejnych dniach ujawnił w szczegółach przygotowany plan zamachu. Stwierdził ponadto, że ma zamiar szybko wprowadzić go w życie, gdyż w 2011 r. chciałby udać się do Afganistanu. Wychodząc naprzeciw jego oczekiwaniom FBI poprzez swgo tajnego agenta dostarczyło Martinezowi atrapę bomby w SUVie, którym Martinez podjechał on do wybranego przez siebie centrum rekrutacyjnego. Ujęty został podczas próby detonacji ładunku wybuchowego.
Pojęcie e-dżihadu może być rozumiane jako z jednej strony nielegalna aktywność skierowana przeciwko wrogom islamu (hacking, cracking itp.), z drugiej zaś jako promowanie określonej wizji stosunków społecznych, światopoglądu i sposobów działania (czyli indoktrynacja i propaganda) w cyberprzestrzeni. Istnieje wiele różnych form cyfrowego dżihadu. Zgodnie z ideą zdecentralizowanej „wojny sieciowej” „e-dżihad” może być prowadzony z każdego miejsca na świecie i podjęty właściwie przez każdego, kto podziela podobny do dżihadystów światopogląd.
Dżihadyści są bardzo aktywni w świecie wirtualnym. Stało się tak za sprawą zarówno potrzeb jak i konieczności, w obliczu których korzystanie z udogodnień i możliwości Internetu ma fundamentalne znaczenie dla dalszego powodzenia strategicznych zamierzeń dżihadystów. Światowa sieć zapewnia: anonimowość, wysoce pożądaną w przypadku funkcjonowania w ramach niejawnych struktur społecznych; kontrolę nad sposobem przekazywania konkretnych informacji konkretnej grupie odbiorców; i co najważniejsze możliwość sukcesywnego docierania z przekazem do bardzo szerokiego audytorium.
Aktywność podejmowana przez dżihadystów w ramach e-dżihadu jest różnorodna. Do najczęstszych i najprostszych działań zaliczyć można: komunikowanie się i wymianę informacji, udostępnianie materiałów szkoleniowych, przeprowadzanie rekrutacji i akcji propagandowych, zdobywanie funduszy, a nawet spędzanie wolnego czasu (np. w postaci grania w gry on-line związane z tematyką dżihadu). Do bardziej skomplikowanych i rzadziej podejmowanych przedsięwzięć należą: przeprowadzanie rozpoznania potencjalnych celów ataku, zdobywanie wiedzy o sposobach i środkach walki wykorzystywanych przez przeciwnika. Dżihadyści wykorzystują efektywnie darmowe konta poczty elektronicznej (z każdego z nich korzystają jednorazowo lub najwyżej przez 7 dni), chaty, komunikatory (bez wcześniejszej autoryzacji), blogi, fora internetowe.
Informacja o sposobach komunikowania się pomiędzy terrorystami wchodzącymi w skład różnych komórek przekazywana jest zazwyczaj przez agentów ruchu w sposób tradycyjny. Informatycy związani z ruchem sukcesywnie udostępniają na wybranych stronach internetowych programy przydatne do ukrywania tożsamości użytkowników (np. program szyfrujący „Sekrety Mudżahedinów – wersja 2”, posługujący się asymetrycznym 1024 bitowym kluczem; lub też program „Elektroniczny Dżihad – wersja 2.0” służący do przeprowadzania ataków typu „DoS”). Dostęp do wrażliwych informacji na forach dżihadystów jest szyfrowany. Dżihadyści nie posiadający doświadczenia informatycznego mogą zdobyć podstawową wiedzę techniczną z lektury kolportowanych na popularnych stronach internetowych poradników. Wśród dostępnych tytułów wymienić można czasopismo „Techniczny Mudżahid”, ukazujące się co dwa miesiące, a wydawane przez Abu al-Mothannę al-Nadżdiego.
W dniu 11 grudnia 2010 r. pomiędzy godziną 16:50 a 17:00 lokalnego czasu w szwedzkiej stolicy zdetonowano dwa ładunki wybuchowe w dwóch odrębnych lokalizacjach (zob. poniższą mapę).
Źródło: STRATFOR, grudzień 2010
Podejrzanym o przeprowadzenie powyższej akcji terrorystycznej jest Taimour Abdulwahab al-Abdaly – członek komórki Al-Kaidy w tym kraju, który najprawdopodobniej zginął w trakcie detonacji jednej z bomb.
Źródło: Facebook, grudzień 2010
Pochodził z irackiej rodziny, która osiedliła się w szwedzkim Tranås. Dzień po zamachu przypadały jego 29 urodziny.
Tuż przed zamachem wysłał do szwedzkiej agencji informacyjnej TT i policji maile z plikami audio, w których podawał motywy swojego samobójczego ataku. Część jego oświadczenia brzmi następująco: “Teraz Wasze dzieci, córki i siostry umrą, podobnie jak umierają nasi bracia, siostry i dzieci. Nasze ataki przemówią głośniej niż jakiekolwiek słowa. I nie ustaną dopóty, dopóki nie zaprzestaniecie wojny z Islamem, szydzenia z Proroka oraz popierania Świni Vilksa [mój komentarz: chodzi o szwedzkiego karykaturzystę Larsa Vilksa, który opublikował wizerunek Proroka przypominający psa]. Nadszedł czas by uderzyć, nie możemy czekać już dłużej. (…) Wiem, że po mnie przyjdą inni. (…) Przepraszam moją rodzinę: Nie pojechałem na Bliski Wschód by zdobyć pracę czy pieniądze lecz by przyłączyć się do dżihadu“.
Zdaniem analityków STRATFOR bojownicy proirańskiego Hezbollahu samodzielnie zdobywali informacje na temat Al-Kaidy w Iraku (AKI – obecnie Islamskie Państwo Irackie) i przekazywali je irackim służbom wywiadowczym. Wedle nieoficjalnych źródeł irackich w libańskim Bejrucie istniała (być może ciągle istnieje) specjalna iracka komórka wywiadu utrzymująca kontakty z Hezbollahem. Jej członkowie podejmowali działania ad hoc mające na celu unieszkodliwienie domniemanych rekrutów, którzy chcieli dołączyć do bojowników AKI. Informacje zdobyte przez tę komórkę miały być przekazywane bezpośrednio do premiera Nouriego al-Maliki. Zauważyć też należy, iż nie wskazano na istnienie jakichkolwiek kontaktów pomiędzy powyższą komórką irackiego wywiadu a miejscowymi władzami.
Trudno uwierzyć jednak, iż udało się nawiązać kontakty operacyjne służbom prozachodniego państwa arabskiego i antyzachodniego ugrupowania angażującego się w terroryzm. Z drugiej strony jednak salaficki ruch globalnego dżihadu wśród swych strategicznych celów umieścił walkę z szyitami, a więc choćby z reżimem irańskim, od dawna wspierającym Hezbollah. Być może sprawdziła się w związku z tym dewiza “wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”.
Władze saudyjskie ujawniły informacje wskazujące na daleko zaawansowane przygotowania dżihadystów do przeprowadzenia zamachów z użyciem broni chemicznej. Pod koniec listopada 2010 r. w rękach Saudyjczyków znalazło się 149 osób podejrzewanych o przynależność do lub wspieranie Al-Kaidy na Półwyspie Arabskim. Zebrane dowody wskazują, iż prawdopodobnymi celami ataków były ważne instalacje przemysłowe, budynki rządowe, media oraz przedstawiciele rządzącej rodziny królewskiej. 124 osoby z powyższej grupy posiadają saudyjskie obywatelstwo. Wykazano, że część z nich utrzymywała kontakty z dżihadystami z Jemenu i Somalii.
Nie są znane dokładne dane dotyczące wybranych osób z rodziny królewskiej, które miały być celami ataków terrorystycznych. Wiadomo jak dotąd tyle, że planowano wysłać wysokiej klasy perfumy zawierające trudną do wykrycia trującą substancję chemiczną.
Doniesienia medialne w tej sprawie są niestety mało precyzyjne. Władze saudyjskie nie ujawniły z całą pewnością wszystkich posiadanych w tej sprawie informacji. Zaskakuje jednak zmiana modus operandi dżihadystów. Klasycznym sposobem ataku było jak dotąd wykorzystywanie bardziej lub mniej tradycyjnych ładunków wybuchowych. Skuteczność działań antyterrorystycznych podejmowanych przez Saudyjczyków we współpracy z Amerykanami, wpłynęła jednak na zmianę sposobu działania dżihadystów. Rosnące prawdopodobieństwo wykorzystania przez terrorystów broni CBRN nie powinno zaskakiwać. Przynajmniej od dekady czynione są podobne próby. Atak z użyciem powyższego rodzaju broni jest niestety kwestią najbliższych lat, jeśli nie miesięcy.
Policjom hiszpańskiej i tajlandzkiej udało się aresztować w dniu 30 listopada i 1 grudnia 2010 r. 10 podejrzanych (7 w Hiszpanii i 3 w Tajlandii) o działalność terrorystyczną. Byli oni członkami komórek terrorystycznych organizacji Laszkar-i-Taiba, afiliowanej przy centrali ruchu dżihadystów. Podejrzewa się ich m.in o podrabianie fałszywych paszportów i kradzieże oryginalnych, które mogłyby później zostać wykorzystane przez potencjalnych terrorystów. W Hiszpanii przechwycono paszporty, które miały być wraz z telefonami komórkowymi wysłane do Tajlandii. Władze hiszpańskie podejrzewają ponadto zatrzymanych o utrzymywanie kontaktów z innymi grupami terrorystycznymi spoza ruchu dżihadystów – m.in. Tygrysami Wyzwolenia Tamilskiego Ilamu (LTTE). Istnieje spore prawdopodobieństwo, że to właśnie ta grupa osób dostarczyła fałszywe dokumenty terrorystom, którzy przeprowadzili zamach w dniu 11 marca 2004 r. w Madrycie.
Według dokumentów ujawnionych przez WikiLeaks a udostępnionych m.in za sprawą The Guardian Stany Zjednoczone podejrzewały, a właściwie były pewne już w 2009 r., iż Saudyjczycy wspierają terrorystów z Al-Kaidy, Laszkar-i-Taiba czy afgańskich talibów. Hillary Clinton, amerykańska sekretarz stanu, w depeszy skierowanej do amerykańskich dyplomatów w krajach Zatoki Perskiej skrytykowała wysiłki antyterrorystyczne podjęte nie tylko przez władze saudyjskie, ale także katarskie i kuwejckie. Wezwała też do podjęcia wysiłków mających na celu identyfikację, monitoring i przerwanie praktyki wspierania aktywności islamskich organizacji terrorystycznych.
Nie wskazano jednakże konkretnych przykładów (osób bądź instytucji), które by powyższą tezę czyniły wysoce prawdopodobną. Nie można bowiem za taki przykład uznać fundacji noszącej nazwę Revival of Islamic Heritage Society (RIHS). Mimo wpisania jej na ONZ listę instytucji związanych z Al-Kaidą (rez. 1267) – nie przedstawiono wystarczających dowodów, aby potwierdzić wielokrotnie przedstawiane podejrzenia.
Doniesienia BBC i kilku innych serwisów informacyjnych (wskazujących na główną rolę Saudyjczyków) uznać należy za niezbyt autorytatywne z bardzo prostego powodu. Dziennikarze nie wczytali się w istocie w ujawnione depesze. W jednej z nich Richard Holbrooke (specjalny wysłannik prezydenta USA do Pakistanu i Afganistanu) uznał, że większe zagrożenie dla USA i krajów Zachodu wiąże się z funkcjonowaniem organizacji charytatywnych w Pakistanie, finansujących islamskich ekstremistów. Wezwał w związku z tym do monitorowania aktywności pakistańskiej mniejszości w Arabii Saudyjskiej oraz podjęcia współpracy pomiędzy władzami saudyjskimi, a pakistańskimi i indyjskimi.